niedziela, 4 lipca 2010

Nie bardzo...

Gotowałam fasolkę - jasia. Coby do zupy było. I z mamą wyjadamy taką ugotowaną. Przychodzi Potomek.
- Co to? - pyta.
- Fasolka.
- A mogę spróbować?
Dostał jedną. Spojrzał krytycznie.Wziął głęboki wdech. Włożył fasolkę do buzi. Zaczerwienił się. Oczy mu z orbit wyszły.
- Nie bardzo pyszna... - wykrztusił. - Połknąłem bez gryzienia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz